Zawsze będziesz z nami Kosteczku......

Taki mały, spracowany konik, a taka ogromną pustkę pozostawił w sercach tak wielu osób. Kostuś wrócił do swojego domu i jest szczęśliwy, a my? Tak bardzo go brakuje!.......
To trudny czas dla każdego, który odwiedzał, znał Kostusia tak bardzo go wszyscy kochaliśmy (*)(*)(*) ...
Przyjacielu, który poszybowałeś do Nieba... dziękuję Ci za blask Twego życia ... ten blask nauczył wędrówki przez życie ... już teraz spoglądam na siebie inaczej ... bo miłość Twoja, siła i wola życia nauczyły mnie wstać, kiedy upadnę ... Na zawsze cząstka Twej miłości do nas ludzi pozostanie w sercu ... A słowa "Do zobaczenia znów” tak bardzo dzisiaj bolą ......
Każdy kto znał KOSTUSIA wie, że był przyjacielem wszystkich nas ludzi... żegnaj przyjacielu mówią Ci przyjaciele, tęsknimy tu za tobą........

"Gdy widzę jak on podchodzili tyłem do czegoś i dreptał, bo czekał aż go będą zapinać to nienawidzę ludzi!!.."

"Głębia żałoby jest miarą miłości, żałoba odejdzie, a miłość pozostanie".......

Tak pięknie i wzruszające słowa otrzymujemy w mailach, smsach, wpisach w księdze gości, jak mocne i piękne są te słowa... wystarczy przeczytać. Niestety rozmowy telefonicznie nie wychodzą, wszelkie próby rozmowy na temat odejścia naszego wielkiego końskiego przyjaciele kończą się płaczem po obu stronach słuchawki. Tak bardzo baliśmy się tego dnia, tego pożegnania z nim tutaj i ............. nadszedł.... Nasz Kochany Kostuś odszedł. To chyba jedno z najtrudniejszych pożegnań jakie przyszło mi napisać...... Jego odejście dotknęło nas tak bardzo.... bez niego już nic nie będzie tak jak było........ To dramat osobisty nas wszystkich- tych, którzy tak bardzo go pokochaliśmy. Ile radości, ile szczęścia wniósł ten niewielki, zniszczony, spracowany konik, jak wielkim przyjacielem człowieka się okazał, tego nie da sie opisać słowami. "To był taki ludzki koń"- mówią osoby, które nas odwiedzały i to prawda...... Gdy go zobaczyliśmy to jedno co się cisnęło na usta- same kości- i tak też dostał a imię- Kostek. Pamiętamy dokładnie dzień 19.03.2005r.- był silny mróz i padał śnieg, a my wchodziliśmy wysoko pod górę, gdzie do tej pory Kostuś mieszkał, aby go ocalić- samochodem nie było żadnej możliwości tam podjechać..... wiedzieliśmy, że to olbrzymie wyzwanie, aby sprowadzić go tych kilka km w dół, wprawdzie to codzienna trasa jego kilkunastoletniej pracy w górach, ale wiedzieliśmy też, że konik jest słaby i chory... jak bardzo się ucieszyliśmy, gdy byliśmy już bezpiecznie na dole......... jak strasznie długa wydawała się nam ta droga......dwukrotnie się przewrócił, ale wstawał i z bezgranicznym zaufaniem patrzył na nas......nie da się zapomnieć tych chwil. Choć warunki były straszne, gdybyśmy nie wykonali tego wysiłku, żeby go stamtąd zabrać- zabraliby go inni... wiadomo w jakim celu. Na początku w Przystani zaprzyjaźnił się z Azikiem, jakby czuł, że Azik przeszedł takie samo ciężkie życie jak i on.... chodzili sobie zawsze razem- dwie, kulawe biedy. Kostuś godzinami potrafił się opierać o Azika, wieszać się głową na nim, a Azi cierpliwie to znosił.... potem doszła do ich ośliczka Natalka i jej adorator baran Jaruś... Kostuś zawsze wiedział, gdzie można dodatkowo znaleźć coś dobrego do jedzenia, jak można podskubać siano, czy słomę, a gdy udało mu się wyjść poza ogrodzenie znalazł drogę nad staw, do lasu i czasem szli tak rzędem jeden za drugim od największego do najmniejszego, 2 kulawe konie, osioł, baran i czasem jeszcze za nimi, któryś z naszych psów........ jak w bajkach ......... ale jak ich wyprowadził tak też zawsze sprowadził spowrotem, wiedział gdzie jest ich dom........ często nie odchodził daleko, ale kładł się zaraz za ogrodzeniem na łące, odpoczywał i patrzył sobie w niebo..... i zawsze wracał w godzinie karmienia, miał zegar w głowie..... gdy widział wóz, którym przywoziliśmy trawę stawał tyłem koło dyszla i dreptał- czekał kiedy go będziemy zapinać- zawsze wtedy serce się kroiło jak sobie pomyśleliśmy, że taki drobnej budowy koń musiał ciągnąć w górach przeładowany, ciężki wóz z węglem, zbożem, drewnem....... często też wchodził do domu, otwierał drzwi wejściowe i stał w przedsionku, gdyby tak samo łatwo dały się otworzyć drzwi do kuchni to zapewne wszedłby przez nie.... czasem udało mu się wyjść przez ten przedsionek na drugą stronę domu jak przez bramę, szedł wtedy nad staw na wycieczkę, wiedział też, gdzie iść na jabłka........ lubił być blisko nas, towarzyszył w różnych pracach, stał obok, przyglądał się, ocierał...... zawsze spokojny, skory do głaskania, czesania, nie lubił tylko smarowania maściami ran, wtedy uciekał....... delikatnie dotykał wargami rąk, twarzy, był taki przyjacielski ....... szurał tymi swoimi kopytkami prawie całymi dniami wokół domu i ludzi, jak czasem szurają po obejściu starsi ludzie, którzy kochają swój dom i mimo starości i choroby chcą choć zobaczyć....... Poruszył tak wiele ludzkich serc, z zapytaniem o jego zdrowie dzwoniły telefony nie tylko z Polski, a kiedy tak bardzo chorował wszyscy cieszyli się z jego powrotu do zdrowia. Już kilkakrotnie było bardzo ciężko, serduszko przestawało dawać sobie radę z życiem, ale zawsze jeszcze się podnosił i ku zdziwieniu wszystkich ..... żył...... .miał taką wielką wolę życia, taką miłość wielką do życia, umiał się cieszyć każdym dniem, każdą chwilką, jakby znał ich wartość był taki ludzki....... gdy tylko poczuł się lepiej zaraz szedł na obchód swojego świata, potem wracał, kładł się, odpoczywał i znów wstawał i szedł przed siebie...... ale tym razem było inaczej..... pokonała go choroba, a nas smutek.... Nie możemy tu nie podziękować wszystkim wspaniałym ludziom, którzy wspomagali go finansowo w comiesięcznym utrzymaniu, dzięki nim on i kilka naszych staruszków miało lekarstwa, bez których ich spracowane, wyniszczone ciało, nie mogłoby spokojnie żyć na zasłużonej emeryturze..... Kostuś przeżył u nas 1 rok i 10 miesięcy. W jego i naszym imieniu z całego serca dziękujemy jego opiekunom wirtualnym Panu Maciejowi Grzywnie, Paniom: Jolancie Hajzer-Utkowskiej, Katarzynie Widawskiej, Hannie Fiałkowskiej, Halinie Bani, Irenie Krzemień, Barbarze Luboradzkiej, Janinie Dzielskiej, serdecznie dziękujemy Państwu Ani i Markowi Rymuszkom oraz wspaniałym czytelnikom "Nieznanego Świata", Monice i Robertowi Gawlińskim, Ewie Banaszkiewicz i współtwórcom programu TVP2 "Animals", Bognie i Wiesławowi Szlósarczykom, Kasi Kresek- Urbaniak z mężem, Beacie Dorobczyńskiej..... nie sposób wymienić tutaj chyba wszystkich, tak wielu z Państwa śledziło losy tego kochanego konika, w tak wielu domach na wieść o jego odejściu płynęły łzy. Serdeczne podziękowania składamy naszym weterynarzom Panu Mieczysławowi Hławiczce, Jarosławowi Tomana, wszystkim bioenergoterapeutom, którzy wspierali go energią, szczególnie Krysi, dziękujemy naszemu kowalowi Tomkowi, który czasem musiał stać i czekać, aż wreszcie Kostuś pozwoli mu dotknąć kopyt. Dziękujemy wszystkim naszym wolontariuszom, którzy poświęcali swój czas, szczególnie Oliwci, która tak często siedziała z nim i śpiewała mu...... Dziękujemy naszemu Dominikowi, to on towarzyszył Kostusiowi w ostatnich minutach jego życia, był z nim kiedy przechodził za Tęczowy Most, jak bardzo jest to ważne w tych chwilach, że nie są same....jesteśmy z nimi do końca.

Kiedy w Przystani odchodzi przyjaciel, na naszym miejscu pamięci płonie znicz, symbol pamięci nas ludzi o wiernym przyjacielu....... często kiedy je paliliśmy stałeś obok nas, bo chodziłeś za nami wszędzie...... dzisiaj Kostusiu jak sieroty po tobie palimy ci znicz i wciąż spoglądamy w jedną i drugą stronę czekając czy do nas przyjdziesz...... Pamiętamy jak stałeś przy boksie Aziczka - kiedy on odszedł- i czekałeś kiedy do Ciebie wyjdzie..... dzisiaj twoja przyjaciółka z boksu Odrusia też tęskni i czeka...... jak i my...... Niechaj Aniołowie za Tęczowym Mostem przyjmą z miłością naszego ukochanego Kostusia, niech pokażą mu wszystko co najpiękniejsze...... tyle lat ciężko pracując utrzymywał ludzką rodzinę...... niech ma teraz wszystko co najlepsze, zasłużył na to...... Wszyscy mówimy "Do zobaczenia", chociaż tak strasznie bolą dzisiaj te słowa......