Dostaliśmy wiadomość od redakcji gazety "7 dni radomskich" w sprawie ratowania Seduma. 11-letni ogier pełnej krwi angielskiej - Sedum - to konik, którego musieliśmy uratować, tym bardziej, że już na miejscu wiele osób zaangażowało się w jego ratowanie. Sedum cierpi na jaskrę nabytą, w chwili obecnej jest już niewidomy. Jednak z doświadczenia wiemy, że konie ze ślepotą mogą żyć bez problemu - jak już poznają swoje otoczenie, nawet o drzwi boksu się nie ocierają podczas wyprowadzania! Dlaczego więc nie dać szansy temu pięknemu, dumnemu zwierzęciu...? Oprócz jaskry, Seduma spotkało jeszcze jedno nieszczęście - wpadł pod samochód. Trzeba leczyć rany na nogach, trzeba zająć się opuchniętym okiem... To nie są rzeczy, których nie da się uleczyć! Tutaj trzeba działać! Niestety właściciel też podjął działania - tuczył konia, żeby dostać lepszą cenę w rzeźni... Nie pozwoliliśmy mu umrzeć... Umknęła nam Majeczka... Może to właśnie ona z wiecznych pastwisk zwróciła naszą uwagę na Seduma...? W ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że może to nie być takie proste, ponieważ kiedy właściciel dowiedział się, że są ludzie chętni pomóc konikowi stale podnosi cenę-ostatnia jego propozycja jest aż absurdalna.

ARTYKUŁ O SEDUMIE: część I, część II

Było bardzo, bardzo trudno porozumieć się z jago właścicielem - ale został uratowany - w końcu stanęło na 2900zł.. Sedum został przewieziony do kliniki we Wrocławiu, gdzie został przebadany, odrobaczony zaszczepiony, sprawdzony został też stan jego oczu. Wyglądał gorzej niż na zdjęciach, które zamieściliśmy na stronie (były robione wcześniej), może ma to związek z jakimiś niezdiagnozowanymi urazami po wypadku. Zaczyna nowe życie i dostał nowe imię - Jurand.

Został podleczony - w różnych miejscach miał pokaleczenia i opuchnięte nogi - oraz wykastrowany. Niestety okazało się, że z oczami nie da się nic zrobić. Kiedy został wprowadzony w narkozę specjalista od leczenia oczu u koni mógł dokładniej go zbadać i stwierdził, że nasze nadzieje się nie spełnią - Jurand zostanie w krainie mroku. Nie widzi nic - obija się o ściany boksu i żłób - chociaż zamontowaliśmy mu taki, który nie powinien stanowić dla niego zagrożenia - musi dopiero dokładnie poznać swój nowy boks i przyzwyczaić się do niego. Na spacerze potyka się o wszystko, nie widzi żadnych nierówności terenu, żadnego dołka czy rowka, płoszy go najmniejszy hałas i przechodzące obok niego inne konie. Jeszcze nie zdążył się zaprzyjaźnić z żadnym z nich - ale będziemy starać się o to, aby któryś z nich, stał się jego oczami - przyjacielem i przewodnikiem. Czasem takie przyjaźnie zawiązują się same bez naszego udziału - tak było z Balbinką, która otoczyła jakby macierzyńską opieką Kostusia. Kiedy są razem na pastwisku traktuje go jak swojego źrebaka - broni przed innymi końmi, swoim ciałem zakrywa gdy podchodzą do niego nasze najmłodsze i najbardziej rozbrykane konie - ciągle przez nas nazywane źrebakami - gdy znajdą się zbyt blisko niego początkowo ostrzega a potem kopie. Może z czasem i Jurand będzie miał taką opiekę. Jurand ma bardzo wyczulony słuch - nic się przed nim nie ukryje - wydaje się, że pierwszy słyszy wszystkie rozmowy, a gdy roznosimy marchew lub inne smakołyki, to choć stoi w ostatnim boksie słyszy szybciej niż inne konie, że ten pierwszy już dostał i rżeniem upomina się, aby o nim nie zapomnieć. Mamy nadzieję, że z czasem przywyknie i nauczy się rozpoznawać wokół siebie wszystko co obecnie jest nowe - tak aby jego życie w Przystani było szczęśliwe.